Bieszczady


Kochałem ich dzikość i niedostępność.
Krystalicznie czyste, pełne pstrągów 
strumienie i przepastne lasy w których żyły (między innymi) niedźwiedzie i wilki. W sumie byłem tam 8 czy 9 razy. 

Kilka razy byłem tam z kumplami, ale najbardziej ceniłem sobie samotne wyprawy, kiedy byłem zdany wyłącznie na siebie.

Dwa razy zamiast namiotu wziąłem tylko hamak.
Polecił mi tą metodę spotkany gdzieś na szlaku słynny bieszczadzki traper, ksywa "Płonący".
Ksywa ta nawiązywała do jego jaskrawo-rudej czupryny.

Przed nocą rozwieszałem hamak między dwoma drzewami, możliwie jak najwyżej,  aby być poza zasięgiem niedźwiedzi czy wilków...

Spałem w śpiworze i dodatkowo, na wypadek deszczu, przykrywałem się od góry płachtą foliową. Pod ręką zawsze miałem latarkę, mały toporek i traperski nóż...

Moje zamiłowanie do traperskiego życia i dzikich okoliczności przyrody ani chybi jest związane z lekturami dzieciństwa i wczesnej młodości, jako to:

„Włóczęgi północy" , „Najdziksze serca” James Oliver Curwood  
„Biały Kieł" , „Zew krwi" - Jack London  
 „Winnetou" , „Old Surehand"  Karol May
 seria Alfreda Szklarskiego o przygodach Tomka...
itp...


Wspomnienie bieszczadzkie...

Około 40 lat temu.
Wieś Lutowiska, tuż przy granicy z ówczesnym ZSRR (dzisiejszą Ukrainą)

Razem z kumplem, Krzyśkiem, wchodzimy do małego baru.
Na plecach plecaki, śpiwory, wędki, gitara, itp. W barze kilku miejscowych pije piwo.
Mówimy dzień dobry. Starszy facet o mocno sfatygowanej życiem twarzy, świadczącej o tym, że nigdy w życiu nie wylał nawet kropli alkoholu za kołnierz zagaduje nas kurtuazyjnie:

-  Dzie idzieta chłopaki?
-  Na Otryt - odpowiadamy uprzejmie
-  Chłopaki, nie idźta na Otryt - głos starego brzmi złowieszczo...
-  Dlaczego? -  pytamy zaintrygowani
-  Bo... Otryt... to k*rwa! - enigmatycznie wyjaśnia stary i pociąga z kufla solidny łyk piwa...

(Otryt - najdziksze pasmo w Bieszczadach)


Wspomnienie bieszczadzkie...

Około 40 lat temu.
Inny, tym razem samotny wypad w Bieszczady.
Od 3 dni biwakuję w spektakularnie pięknym miejscu. 
Nad strumieniem Wetlina w okolicach (nieistniejącego już dziś) Jeziorka Szmaragdowego.

Przez te 4 dni nie widzę nawet przysłowiowego  żywego ducha.
Łowię ryby, kąpię się w strumieniu, czytam "Greka Zorbę".

Piątego dnia przed południem nad Jeziorko Szmaragdowe przybywa para ludzi w średnim wieku, kobieta i mężczyzna.

Wymieniamy tradycyjne dzień dobry i kilka zdawkowych uwag o pogodzie. 
Po dwóch godzinach para zaskakuje mnie zaproszeniem na śniadanie "na trawie".

Przyjmuję zaproszenie. 
Jemy kanapki z mielonką i pomidorem, popijamy dobrą herbatą. 
Rozmawiamy o Bieszczadach, turystyce, wędkarstwie, itp. 
Facet nagle mówi:  
- Panie, tu w dzień jest straszno, a Pan siedzisz tu sam w nocy?!

😀


Wspomnienie bieszczadzkie...

38 lat temu.
Inny samotny wypad w Bieszczady. Tym razem z namiotem.

Nocuję nad strumieniem Wetlina, niedaleko miejsca o nazwie Sine Wiry. 
Urokliwe, totalnie dzikie odludzie.  

Około godziny 1 w nocy budzi mnie jakiś dźwięk.
Nasłuchuję... Z oddali słychać odgłosy szybkich (chyba ludzkich?) kroków zbliżających w moim kierunku po nadbrzeżnych kamieniach. Słyszę wiele ludzkich kroków...
Idą w milczeniu. Przez płótno namiotu widzę zbliżający się w moją stronę, coraz jaśniejszy blask.

Z hałasu jaki robią tupaniem wnoszę, że jest ich co najmniej dziesięciu.

Po chwili przetaczają się przez moją polankę tuż obok namiotu.. Jeden z nich zawadza butem o linkę od namiotu i wyrywa z ziemi śledzia. Nie zatrzymują się, podchodzą do strumienia i przeprawiają się  na drugą stronę. Rozsuwam zamek błyskawiczny zamykający wejście do namiotu i widzę co najmniej 8 ludzi z pochodniami znikających w krzakach na drugim brzegu...

Do dziś nie wiem kim byli i co robili o 1 w nocy na tym totalnym odludziu...


Wspomnienie bieszczadzkie...

± 40 lat temu. 
Wypad w Bieszczady z kumplem z klasy, Krzyśkiem.
Po dwudniowej włóczędze, po naprawdę dzikich ostępach w czasie której nie spotkaliśmy żadnego człowieka schodzimy z jakiegoś stoku w stronę doliny Sanu, niedaleko rezerwatu przyrody "Krywe".  Umęczeni ciężkim marszem jak dziki siadamy na trawie obok jakiejś skałki. Zapalamy po papierosie.

 Przed oczami mamy zapierający dech w piersiach widok na San połyskujący złotem w ostatnich promieniach zachodzącego słońca. Do rzeki jest jakieś 80-100 metrów. 

Dopiero po chwili dostrzegamy pierwsze od dwóch dni ludzkie istoty... 

Kąpiące się w Sanie dwie nagie, młode kobiety. Nie widzą nas i kąpią się z dużym wdziękiem i swobodą... Nagle Krzysiek mówi:  

Piotr, dzięki, że mnie tu kurwa zabrałeś... 

🙂














Linki a`propos:

Bieszczady Zachodnie – Wikipedia, wolna encyklopedia

Wetlina (rzeka) – Wikipedia, wolna encyklopedia

Otryt (pasmo górskie) – Wikipedia, wolna encyklopedia







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witam 🖐

    Alfabet Piotra jest wciąż w trakcie tworzenia.  Wiele haseł jest już gotowych, ale ogromna większość jest wciąż do opracowania. Ich rozp...