Mieliśmy po 12-13 lat gdy wpadliśmy z trzema kumplami na genialny pomysł jak można podreperować nasz wątły budżet. Wszyscy graliśmy na gitarach, lepiej lub gorzej śpiewaliśmy i z grubsza znaliśmy teksty najlepszych kolęd...
Wniosek był prosty.
Zaczniemy kolędować.
projekt obrazu "Kolędowanie"

Metodą chałupniczą zrobiliśmy sobie gwiazdę na długim kiju i prymitywne maski - turonia, anioła i króla. Terenem naszego kolędowania był praktycznie cały centralny Konstancin. Od Chylic, przez Skolimów po Królewską Górę.
Podchodziliśmy do jakiejś willi, dzwoniliśmy domofonem, a w odpowiedzi na pytanie, kto tam, śpiewaliśmy:
Hej kolęda, kolęda !!!
Przeważnie zaraz ktoś do nas wychodził i wręczał dwie, lub (rzadziej) pięć dych, czy stówę. Czasami dorzucał jakieś słodycze lub bardzo sporadycznie... flaszkę wina.
My w tym czasie (zwłaszcza widząc zacny nominał wręczanego banknotu) śpiewaliśmy radośnie:
Przybieżeli do Betlejem pasterze
Grają skocznie dzieciąteczku na lirze
Chwała na wysokości, chwała na wysokości
A pokój na ziemi !!!
Nie było reguły.
Czasem w małym, skromnym domku dawali nam stówę, a w niesamowicie "wypasionej" willi dostawaliśmy...dychę.
W ciągu 3 czy 4 "sezonów" naszego kolędowania kilka razy zostaliśmy zaproszeni do domów w których właśnie trwały mniej lub bardziej eleganckie imprezy, urodziny lub imieniny. Sadzano nas przy suto zastawionych stołach, karmiono frykasami i pojono szlachetnymi napojami, które potęgowały radość i sprawiały, że jeszcze bardziej chciało się śpiewać... ;)
Już chwilę po usadzeniu nas przy stole zwykle padało hasło:
No to grajcie chłopaki!
Przeważnie, gdy zaczynaliśmy grać i śpiewać kolędy, "najweselszy" aktualnie z biesiadników pytał podchwytliwie:
A znacie może chłopaki tą piosenkę?
I rzucał jakimś tytułem, lub zaczynał nucić coś ze starych czy nowych hitów polskich albo zagranicznych...
Byliśmy świetnie "oblatani muzycznie" i raczej nie było sytuacji, żebyśmy nie znali jakiejś piosenki i nie umieli jej zagrać...
Biesiadowanie połączone z koncertem życzeń trwało godzinami...
Były to piękne, niezapomniane chwile...
Tak jak te, gdy już po wszystkim w domu u któregoś z nas wyciągaliśmy z różnych kieszeni mnóstwo pomiętych banknotów oraz bilon, kładliśmy to wszystko na stole, liczyliśmy i dzieliliśmy się sprawiedliwie, po równo...
Turoń, Muzeum Etnograficzne w Krakowie
Autor: ImreKiss Łukasz S. Olszewski

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz