Parkowa

.

Parkowa 3

Ostoja, baza, matecznik, gniazdo, przystań, punkt oparcia, sens, lejtmotyw, idea, duch. Historia. Nieistniejący dom rodzinny, nieistniejącej rodziny.

Przeżyłem tam 36 lat.  Od 10 do 46 roku życia.
Dzieciństwo, młodość, wiek średni.
Sprowadziliśmy się w 1973, dom został sprzedany w 2009.
Mam stamtąd parę kapeluszy dobrych wspomnień i parę garści złych...

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Na Parkową 3 w Konstancinie przeprowadziliśmy się z Pragi Południe w Wa-wie. Ojciec wyniuchał, że jest dobra koniunktura na biznes szklarniowy. Sprzedał więc piętrowy dom w Warszawie (przy budowie którego spadł z dachu i złamał kręgosłup) i kupił pustą działkę 3500 m2 w Konstancinie przy Parkowej 3. 

Miejsce było pierwszorzędne, ulica cicha, nieprzelotowa, kończąca się nad rzeką Jeziorką.
Dzięki temu bardzo rzadko kręcili się tam przypadkowi przechodnie, przeważnie byli to nasi zacni sąsiedzi.

Parkowa była położona wśród pięknego sosnowego starodrzewu, z którego słynie Konstancin.

Tylko ostatnie jej 150 metrów (m. innymi koło naszego domu) przebiegało wśród sadów i z rzadka rozmieszczonych drzew ozdobnych. 

W maju Parkowa wyglądała najpiękniej. Wówczas zakwitał  spektakularny około 70 metrowy szpaler  fioletowych, niebieskich i białych, bzów które nasz sąsiad Śp. pan Zbyszek posadził wzdłuż ulicy...

Częstymi gośćmi na Parkowej były bażanty, zające, a czasem nawet sarny...

Wiosną  piękne, kolorowe samce bażantów często spacerowały dumnie środkiem piaszczystej Parkowej i bardzo niechętnie schodziły z drogi na widok jadącego samochodu lub roweru...

Bażanty zazwyczaj nocowały 6-7 metrów nad ziemią na gałęziach olch rosnących nad rzeką Jeziorką.

(niestety, na Suwalszczyźnie nie ma bażantów.  Widocznie jest tu dla nich zbyt zimno. Tak jak dla łąkowych pieczarek, których też tu nie ma)

Przez pewien czas po przeprowadzce z Wa-wy mieszkaliśmy w ciasnej, prowizorycznej komórce, ze szczurami i myszami biegającymi po półkach i łóżkach. Równocześnie ojciec z dziadkiem  i trzema murarzami żwawo budowali dom. Po wybudowaniu i zadaszeniu zamieszkaliśmy w dwóch najbardziej wykończonych pokojach. Rodzice w jednym, a ja z bratem w drugim.

W świeżo wymurowanych pomieszczeniach panowała jeszcze taka wilgoć, że położona w pokoju rodziców klepka dębowa napęczniała i wybrzuszyła się na wysokość 30-40 cm!

Dość długo gnieździliśmy się w dwóch pokojach, bo priorytetem była budowa, wykańczanie i uruchomienie szklarni, aby zaczęła przynosić dochód.

Szklarnia miała powierzchnię 300 m2. Po kilku latach ojciec dobudował drugą. 

Pierwszymi kwiatami w szklarni przy Parkowej 3 były klasyczne goździki. Ich uprawa była strasznie pracochłonna. Rosły do wysokości 2 metrów i każdy z nich musiał być umieszczony w swojej  przestrzeni utworzonej z krzyżujących się na różnych poziomach sznurków. Cały czas trzeba było rozmieszczać nowe sznurki, bo goździki wciąż rosły i przekładać każdego z nich na właściwe miejsce. Najwięcej pracy było przy wyłamywaniu bocznych pąków, które niepotrzebnie osłabiały pąk główny przez co rósł on mniejszy niż powinien. A za drobniejszy kwiat, płacono dużo mniejszą cenę...

Pamiętam jak rodzice bali się gdy mieli pierwszy raz jechać aby sprzedawać kwiaty pod halą Mirowską w Wawie. Bali się szykan ze strony milicji (dzisiejsza policja). Byli już przecież "ohydnymi kapitalistami", czyli wrogami rządzącej wówczas w Polsce komunistycznej "władzy ludowej"...


Henryk Poddębski - E. Borecka, Wydawnictwo Arkady, 
Hala Mirowska w Warszawie, rok 1932


Na szczęście wszystko poszło dobrze i wrócili z Wawy z zupełnie niezłym utargiem. Z tej radości dali nam, dzieciakom po całkiem ładnej sumce w bilonie... :)

Potem mieli już stałych odbiorców, którzy sami przyjeżdżali po kwiaty.
Ojciec jeździł też z towarem na giełdę kwiatową przy ulicy Grójeckiej w Wawie.

Kiedy już zrobiłem prawo jazdy, to też często jeździłem z kwiatami na giełdę.
Gdy wjeżdżałem na plac handlarze pukali w okno samochodu i pytali:

- Szefuniu, po ile ta gerberka?

Zawsze odpowiadałem:

- Nie wiem, szefuniu, dopiero muszę się dowiedzieć!

Zamykałem samochód i szedłem na zwiady, zasięgnąć języka...

Ojciec przez cały czas obawiał się, że zmieni się nastawienie "władzy ludowej" do drobnego biznesu i rzeczona władza zabierze mu kiedyś szklarnie i upaństwowi je...


                             fragment założonego przeze mnie ogrodu przy ul Parkowej 
                               - oczko wodne, kamienny mostek z dębowymi poręczami, 
                    taras z kamiennym stołem i drewnianymi siedziskami, kamienne palenisko 



                                                 kamienny mostek z dębowymi poręczami, 




                 deszczowy dzień, widok  z pracowni rzeźbiarskiej na oczko wodne z dzika kaczką


dzika kaczka na brzegu oczka wodnego




17-04-‎2009, moja ostatnia wizyta na Parkowej 3. Dom już był sprzedany, trwała wyprowadzka.
Po prawej stronie widać wyżej opisany, jeszcze bezlistny, szpaler bzów Śp. Pana Zbyszka.



"W czerwcu najpiękniej ogród zakwita Luizy
Którego nieistnienie zabija jak topór"

Andrzej Bursa "Ogród Luizy"




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witam 🖐

    Alfabet Piotra jest wciąż w trakcie tworzenia.  Wiele haseł jest już gotowych, ale ogromna większość jest wciąż do opracowania. Ich rozp...