Ogrody (bez ogródek)

  

Tu będzie górka. 
Obok - staw, wodospad i strumień.
Dalej - grupa głazów i wrzosowisko.
W tle kwitnące krzewy, kolumnowe iglaki i altana.

Zakładanie ogrodów, to stwarzanie mini światów. 
Zajęcie boskie.

😉

                                    ławka koło oczka wodnego z kamiennym mostkiem



Ale nie jest to profesja łatwa, bo do ogarnięcia jest mnóstwo nieprzewidywalnych aspektów:


inwestorzy:  nie płacący, permanentnie zrzędzący, czasem wręcz wymagający pilnej psychoterapii. Inwestor płacący na czas i niezbyt zrzędzący jest niezwykle rzadkim darem od losu, trochę kojarzącym się z mitycznym  jednorożcem ...



estetyka: ogród ma być piękny, choć pojęcie piękna jest bardzo względne, bo "nie to piękne, co piękne, ale to co się komuś podoba"... 

pracownicy: jeden się leni, drugi pije, trzeci kradnie, czwarty myli miejsce pracy z klubem dyskusyjnym... Z moich ponad trzydziestoletnich obserwacji wynika, że do pracy nadaje się jakieś 20 % ludzi, czyli jeden na pięciu...

sprzęt mechaniczny: permanentnie coś się psuje i to zwykle w najmniej spodziewanej i stosownej chwili...

pogoda: albo wieje, albo pada, albo wieje i pada, albo wprost niemiłosiernie praży słońce...

biologia, fizjologia roślin: wciąż atakują je wirusy, bakterie, grzyby i szkodniki. Przeważnie szkodzi im i zbytnie przesuszenie, ale też nadmierne podlewanie, zbyt mało, ale i za dużo nawozów... 


                                            kompozycja głazów wśród bylin




Wehikuł czasu...

Magiczny ogród dziadka Janka w cichej uliczce F. Chopina w Siedlcach, 
vis a vis szkoły. Dziś stoi tam jakiś dom. Po ogrodzie dziadka nie ma śladu.

Z mieszkania dziadków przy J. Krasickiego 1 (teraz - 10 Lutego 1) do ogrodu był rzut beretem. Jako 4-5-cio latek uwielbiałem tam buszować. Zakładałem ściśle tajne kryjówki pod okapem z gałęzi ogromnych (dla mnie, malucha) krzewów czerwonych porzeczek. 

Pamiętam ich smak. 
I zapach peonii przy starej szopie.

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Po szkole ogrodniczej pomagałem rodzicom w biznesie szklarniowym.
Goździki, gerbera, frezja. Praca przyjemna, spokojna, choć czasem ciężka np. podczas wymiany, czy parowania podłoża.

 Zimą uciążliwe palenie w wielkich piecach. Wstawanie o 3 w nocy aby dorzucić węgla i miału. Do jednego pieca wchodziły na raz 2-3 taczki węgla!

W międzyczasie, kierowany ciekawością, tudzież chęcią zdobycia nowych, zawodowych doświadczeń pracowałem w lesie Kabackim, a potem w firmie robiącej drewniane lampy.

Powoli zacząłem urządzać nasz ogród przy Parkowej.
Eksperymentowałem z budową murków oporowych, skalniaków, oczek wodnych, wodospadów, strumyków, itp.

Ogród nabierał urody.

Jakaś znajoma widząc go zaproponowała mi żebym pomógł jej w urządzeniu jej ogrodu. Zgodziłem się.

Wyszło pięknie. Klientka była zadowolona. Zarobek godziwy. 
Pomyślałem, a może zająć się tym zawodowo?

Zapodałem do gazety wyborczej ogłoszenie:
"Ogrody, skalniaki, oczka wodne." Podałem telefon.

Już na drugi dzień dzwoni kobieta. 
Pyta, czy nie podjąłbym się przerobienia oczka wodnego?

Podjąłem się.  Przerobiłem. Wyszło elegancko. 
I w tydzień zarobiłem tyle, co w firmie robiącej lampy w 1,5 miesiąca.

Kolejne zlecenie. Łomianki, budowa od podstaw dużego ogrodu z projektu bardzo znanego projektanta. 

Bardzo szerokie spektrum robót ogrodniczych. Od kształtowania terenu, czyli usypywania wzniesień z nawiezionej przez kilka ciężarówek ziemi, przez nasadzenia drzew, krzewów, bylin, po korowanie, zakładanie trawnika i nawadnianie automatyczne. 

Do dziś miło wspominam harmonijną współpracę z Panią Marią, inwestorką...

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Firma rozwijała się. Skompletowałem profesjonalny sprzęt ogrodniczy (wał do trawy, glebogryzarkę, siewnik do nawozów i trawy, itd...)

Były okresy, (zwłaszcza wiosną i wczesnym latem), że nie dawałem rady obrobić wszystkich zleceń, ale czasem zdarzały się też przestoje, kiedy zleceń nie było.

Aby utrzymać ciągłość dochodów rozszerzyłem działalność o wycinkę i chirurgię drzew.

Ukończyłem kurs pilarza, kupiłem dwie pilarki Stihl, lekką, aluminiową 12 metrową drabinę, komplet lin, szybkozłączek, etc,  i okresie przestojów w ogrodach przycinałem i wycinałem drzewa, także najlepiej płatną metodą alpinistyczną. 

Przydały się tu moje doświadczenia z dzieciństwa, gdy z kumplami skakaliśmy po drzewach, np. bawiąc się w berka na szczytach młodych, giętkich sosen 8-10 metrów nad ziemią. Po mocnym rozbujaniu takiej młodej sosny przechodziliśmy z jednej na drugą uciekając aby nie zostać berkiem. Zabawa była przednia, pełna emocji, choć czasem zdarzały się bolesne upadki, ale jakoś nikt nie zginął... 

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Wehikuł czasu...

Zakończenie kilkutygodniowej budowy dużego ogrodu.  
Wyszedł tak jak zwykle, czyli pięknie. W oczku wodnym, ze skalniakiem i kaskadą w tle kwitną lilie, pływają kolorowe karasie koi. Ogród otaczają harmonijne kompozycje roślinne wyściółkowane świeżą korą sosnową i otoczone meandrującą "linią brzegową" z podmurowanej kostki. Zielony dywan świeżo położonej trawy z rolki dopełnia całości.

Przez uchylone drzwi tarasowe mówię do klienta będącego w domu: 

- Panie Zbyszku, właśnie skończyliśmy ogród. Pan rzuci okiem.

Pan Zbyszek wychodzi z domu na taras, 
przez chwilę zachwycony patrzy na ogród i woła żonę:

- Marysiu! Marysiu! Choć, zobacz!

Gdy żona wyszła do nas, pan Zbyszek mówi zachwycony:

-  Popatrz Marysiu!  Hollywood ! 
-  Po prostu Hollywood !  

😃


Wehikuł czasu...

Z załogą 4 tęgich zuchów przyjeżdżam na nowe zlecenie.
Budowa dużego oczka wodnego z kaskadą i skalniakiem. 
Wypasiona rezydencja gdzieś w okolicach Józefowa pod Warszawą. 
Przy bramie stróżówka z ochroniarzem, który otwiera nam bramę pilotem.

Z właścicielką (kobietą koło 50-tki)  i jednym moim pracownikiem za pomocą węża ogrodowego próbuję ustalić kształt oczka wodnego na trawniku. Proponuję najładniejsze znane mi  kształty, niestety, żaden się klientce nie podoba. I taki nie, i taki nie, i taki nie, itd, itd...

Kombinacje i eksperymenty trwają już dobrą godzinę, ale wciąż żaden kształt się nie podoba. Kobieta od początku jest niemiła, wyniosła i opryskliwa. Nagle mój pracownik niechcący zawadza butem leżący na trawniku wąż i przesuwa go dosłownie o 10-15 cm. Kobieta widząc to wpada w tak straszną, zupełnie nieadekwatną do sytuacji histerię, jakby co najmniej wybuchła III wojna światowa...

- Co pan zrobił ?! Wszystko pan zniszczył !  
Krzyczy do mojego pracownika. 

Poprawiam wąż i mówię: 
-  Nic się nie stało, ułożyłem tak jak było.

Kobieta: 
- Wcale tak nie było ! Było zupełnie inaczej ! 

W tym momencie w głowie zapala mi się pełnym blaskiem czerwona ostrzegawcza lampka, która cały czas się tliła...

Mówię do kobiety:
- Proszę Pani. Widzę, że nie będzie tu dobrej współpracy między nami. 
- W tej sytuacji ja rezygnuję z tego zlecenia.

Do chłopaków mówię: 
- Pakujcie sprzęt, wyjeżdżamy !

Kobieta widząc co się święci mówi:
- Dobrze już niech będzie ten kształt oczka co jest !

Ja: 
- Tak jak powiedziałem, widzę, że nie będzie tu dobrej współpracy, więc rezygnuję z tego zlecenia. 

Kobieta: 
- Pan jest gówniarzem !

Ja: 
- Proszę pani, czy pani myśli, że ja nie znam przykrych słów? Zapewniam Panią, że znam. Ale nie chcę się tu obrzucać z Panią epitetami. Ja chcę tylko zabrać sprzęt i wyjechać.

Kobieta zrozumiała, że nic mnie już nie zatrzyma i poszła do domu.

Gdy wyjeżdżaliśmy ochroniarz przy bramie powiedział do nas cicho:
- Wy nie jesteście pierwsi, którzy stąd tak uciekają...

Była wiosna, w notesie miałem wpisanych kilka następnych, umówionych robót.
Pojechaliśmy więc prosto do kolejnego ogrodu.

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>


Wehikuł czasu...

Co najmniej dwukrotnie moja wielka pasja ogrodnicza  okazała się... bardzo zaraźliwa! 😊


Przypadek pierwszy:

Razem z załogą 4 tęgich zuchów urządzałem kiedyś ogród w Milanówku pod Warszawą. Na skarpie tuż obok pięknego domu budowaliśmy kilkustopniowy wodospad  wpadający do niewielkiego oczka wodnego. Praca szła bardzo sprawnie, bo miałem już spore doświadczenie w tej materii.  Naszej pracy cały czas przyglądał się 15-16 letni chłopak-syn inwestorów, właścicieli...

Minęło około10 lat...

Robię zakupy w jakiejś szkółce roślin ozdobnych. 
Nagle widzę, że przygląda mi się młody, dwudziestokilkuletni facet.

Po chwili pyta mnie:  Pan Piotr?

Ja:  Tak, a o co chodzi?

On:  Pewnie mnie pan nie pamięta...  Ponad 10 lat temu zakładał pan ogród u mnie w Milanówku. Nasadzenia, oczko wodne z  kaskadą. Ja miałem wtedy kilkanaście lat i przyglądałem się jak pięknie Pan to wszystko  robi... 

Zrobiło to na mnie takie wrażenie, że postanowiłem pójśc w pana ślady. Po liceum poszedłem na studia, na architekturę krajobrazu na ul. Bełskiej w Warszawie. Właśnie kończę te studia i będę zakładał ogrody...

😊


Przypadek drugi (sytuacja bardzo podobna do opisanej powyżej):

Zalesie Dolne, koło Piaseczna.
Na skarpie obok domu jednorodzinnego razem z dwoma pracownikami zbudowałem kaskadę i małe oczko wodne u podnóża skarpy.  Całą skarpę obsadziłem karłowymi iglakami, pięknymi bylinami i umocniłem głazami.

Pracom cały czas przyglądała się kilkunastoletnia córka właścicieli. 
Oczko z kaskadą wyszło tak jak zwykle, czyli przepięknie.

Minęło wiele lat. 
Dzwoni telefon. 
Wyświetla mi się numer klientki sprzed lat, z Zalesia Dolnego:

- Panie Piotrze, czy robi pan jeszcze ogrody?

- Tak, jeszcze robię.

- Bo zbudował Pan wiele lat temu u nas piękne oczko wodne i wodospad. Czy nie podjąłby się pan wyczyszczenia tego oczka, wymiany wody, dosadzenia trochę bylin na skarpie przy wodospadzie?

- Nie ma problemu. 

Przyjeżdżam w umówionym terminie.
Klientka pokazuje o co jej chodzi. Moi  pracownicy zaczynają robotę.

Stoimy obok z klientką.
Nagle ona opowiada: 

- A wie Pan, panie Piotrze, że pana praca przy budowie naszego oczka wodnego i wodospadu tak się spodobała mojej córce, że zainspirowała ją do pójścia na studia architektury krajobrazu?

😊


>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>


Wehikuł czasu...

Zakończenie robót w średniej wielkości ogrodzie z oczkiem wodnym. Jak zwykle wyszedł piękny. Chłopaki jeszcze kończą  dosypywać korę na czarnej agrotkaninie rozłożonej na terenie nasadzeń.

Podchodzi do nas Białorusin pracujący przy jakimś remoncie w domu inwestora.
Stoimy, palimy papierosy. Białorusin patrzy na ogród, trawnik z rolki, oczko wodne z kolorowymi rybkami, pluskającą przyjemnie kaskadę, Nagle wypala: 

- A na ch*j to takie ?!
- Kartoflów, jabków by nasadziły, to by było haraszo !  

😁

Na postsowieckiej Białorusi takie zjawisko jak prywatny ogród jest wciąż elementem kulturowo obcym. Ogrody są tam ciągle kojarzone ze znienawidzoną przez komuchów i proletariat burżuazją...                                              

                                                   "W altanie" Aleksander Gierymski (1850-1901)


Wehikuł czasu...

 W sezonie zimowym, kiedy nie było zleceń na zakładanie ogrodów zajmowałem się wycinką i chirurgią drzew w Warszawie i okolicach. Także drzew tzw. trudnych i niebezpiecznych. 

Przez wiele lat na przedwiośniu robiłem to między innymi dla pewnej spółdzielni mieszkaniowej na warszawskiej Woli. 

Pewnego razu przycinałem gałęzie dużego klona jesionolistnego tuz obok pięciopiętrowego bloku. Ludzie z mieszkań na parterze tego bloku skarżyli się w administracji, że mają tak ciemno w mieszkaniach, że nawet w słoneczny, letni dzień muszą włączać światło. 

Byłem razem z pomocnikiem w koszu podnośnika na wysokości 2 piętra.  
Nagle  otwiera się okno tuż obok nas. Kobieta w średnim wieku mówi ostro: 

- Jeśli przytniesz tą gałąź, to przeklnę cię!

I zamknęła okno.

Owa gałąź absolutnie  kwalifikowała się do ucięcia. 
Dodatkowo, forma w jakiej kobieta zwróciła się do mnie, jej arogancki, władczy ton głosu  sprawiły, że już po chwili rzeczona gałąź leżała na trawniku.

Kobieta ponownie otworzyła okno i  powiedziała dobitnie:

- Przeklinam cię!

😁


Wehikuł czasu...

Początki mojej działalności w ogrodach.
Peryferie Konstancina. 

Przyjeżdżam na umówione spotkanie w sprawie urządzenia ogrodu.
Z kulturalnym starszym panem, właścicielem-inwestorem przez prawie godzinę ustalamy szczegóły koncepcyjne i techniczne.  Wszystkie ustalenia w formie szkicowej nanoszę przy inwestorze ołówkiem na papier.

Między innymi wspólnie ustalamy, że zamówię 2 wywrotki ziemi aby usypać niewielkie wzniesienia, pod rabaty, nasadzenia. Przy naszej rozmowie obecny jest mój pracownik. Później pomaga mi zrobić obmiar terenu.

Starszy pan akceptuje moją koncepcję ogrodu. 
Umawiamy się, że zaczynamy na drugi dzień.

Następnego dnia rano starszy pan wpuszcza nas na teren i gdzieś wyjeżdża, chyba na zakupy. Przyjeżdżają zamówione przeze mnie w zaprzyjaźnionej firmie transportowej dwie ciężarówki ziemi po 12 m3 każda.  Wysypują w ustalonym poprzedniego dnia z inwestorem miejscu. Moi pracownicy zaczynają taczkami rozwozić ziemię na właściwe miejsca.

Kasę za ziemię mam podrzucić do firmy transportowej, gdy inwestor  mi zapłaci.

Kształtujemy wzniesienia według ustaleń z poprzedniego dnia.
Wraca z zakupów starszy pan.
Podchodzi do  mnie i pyta:

- Co pan tu robi?

Lekko skonsternowany mówię:

- Rozwozimy taczkami przywiezioną ziemię na miejsce, gdzie mają być wzniesienia pod rabaty. Tak jak wczoraj razem z panem ustaliliśmy.

Starszy pan, dziwnie napastliwym tonem:

- Co ustaliliśmy? Nic nie ustaliliśmy!

Ja:

- Jak to nie? Przecież wczoraj przez prawie godzinę ustalaliśmy szczegóły koncepcyjne i techniczne  robót. Pan zgodził się na przywiezienie dwóch ciężarówek ziemi aby ukształtować małe wzniesienia pod rabaty.

Starszy pan:

- Nic wczoraj nie ustalaliśmy. Na nic się nie zgadzałem!

W tym momencie, totalnie zaszokowany, wołam pracownika, który wczoraj był świadkiem całej naszej rozmowy i wszystkich ustaleń. Pytam pracownika przy starszym panu:

- Byłeś wczoraj przy mojej rozmowie z panem. Ustalaliśmy przywiezienie dwóch ciężarówek ziemi pod rabaty, czy nie?

Pracownik:

- Tak. Słyszałem, że ustaliliście, że będą przywiezione dwie ciężarówki ziemi.

Starszy pan agresywnie:

- Nic nie ustalaliśmy!

Ja:

- W czasie naszej wczorajszej rozmowy robiłem jeszcze przy panu te szkice koncepcyjne...

Wyjmuję te szkice, pokazuje starszemu panu.
Starszy pan powtarza niczym katarynka:

- Nic nie ustalaliśmy!

Widząc, że mam do czynienia z poważną chorobą umysłową, demencją lub czymś podobnym,  mówię:

- W tej sytuacji, gdy pan zaprzecza wszystkim wczorajszym ustaleniom, pomimo że mam świadka -pracownika, że takie ustalenia były, ja wycofuję się z tego zlecenia. Proszę mi tylko zapłacić za przywiezione tu 2 ciężarówki ziemi. Jest to  2 razy 350 złotych, czyli 700 złotych.

Starszy pan:

- Nic nie zapłacę!

Dzwonię do zaprzyjaźnionej firmy transportowej, która przywiozła ziemię,  tłumaczę jaka jest sytuacja, że facet nie chce zapłacić. Szef firmy mówi, że już wysyła do mnie trzech pracowników. 

Przyjeżdżają za pół godziny, żądają zapłaty za ziemię. Starszy Pan wciąż upiera się, że nie zapłaci. Nagle jeden z pracowników firmy transportowej prosi go na bok. Tam szepcze mu coś do ucha. Po chwili starszy pan... wyjmuje z portfela pieniądze i płaci...

Już za bramą, pytam tego pracownika co powiedział starszemu panu.
Ten mówi cicho:

- A, zagroziłem mu tym i owym...

😁

Wyżej opisana sytuacja nauczyła mnie jednego.
Przed przystąpieniem do robót zawsze trzeba brać konkretną zaliczkę...


















































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witam 🖐

    Alfabet Piotra S. jest wciąż w trakcie tworzenia.  Wiele haseł jest już gotowych, ale ogromna większość jest wciąż do opracowania. Ich r...