Będąc w trzeciej klasie szkoły średniej wybrałem się z dwoma kumplami z klasy na Węgry.
Naszym celem było zwiedzenie Budapesztu, a przy okazji zakup jakichś lepszych ciuchów i butów o które wtedy w Polce było bardzo trudno. Buty były reglamentowane, tzn. na kartki.
W pociągu Wawa - Budapeszt siedzieliśmy obok sympatycznego, starszego pana. Interesującą konwersację z nim połączyliśmy ze wspólną degustacją wódki "Żytniej". Pan ów dowiedziawszy się, że jedziemy na Węgry ostrzegł nas:
- Chłopaki, pamiętajcie, tylko nie nabierzcie się na węgierskie złoto!
W Budapeszcie kupiliśmy sobie ciuchy i buty, a potem zwiedzaliśmy miasto.
W pewnym momencie podeszło do nas dwóch młodych, śniadych jegomościów.
Zaproponowali nam zakup złotych precjozów "świeżo zaimportowanych z Włoch".
Po bardzo okazyjnej cenie...
Moi koledzy kupili od rzeczonych jegomościów po kilka łańcuszków.
Ja nie byłem zainteresowany zakupem, bo wcześniej wydałem prawie całą kasę.
Transakcja odbyła się w półmroku bramy jakiejś starej kamienicy w centrum Budapesztu.
Już gdy dojeżdżaliśmy powrotnym pociągiem do Polski owo "złoto" jakoś dziwnie pociemniało...
Wizyta u polskiego jubilera w celach diagnostycznych była tylko formalnością.
Werdykt eksperta oczywiście brzmiał: tombak!
😁
Bryłka PRAWDZIWEGO złota 4,85 kg znaleziona na Pustyni Kalifornijskiej
przez prywatnego poszukiwacza przy użyciu wykrywacza metalu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz