W sierpniu 2009 roku, czyli krótko po naszym zamieszkaniu w starej chacie na Suwalszczyźnie, na oknie w sieni zauważyłem niedużą, zielonkawo-żółtą ważkę. Desperacko próbowała pokonać szybę uderzając w nią raz za razem. Gdy zmęczona przysiadła na firance delikatnie złapałem ją, pokazałem Izi , a potem wypuściłem na wolność.
Minęła jakaś godzina...
Wyszliśmy z Izią na dwór aby usiąść na schodach z widokiem na ogród i wypić herbatę. Zwykle tak robimy gdy jest wolna chwila i ładna pogoda.
Chwilę po tym jak usiedliśmy na mojej ręce przysiadła ważka.
Poznałem ją, była to zielonkawo-żółta ważka godzinę wcześniej wypuszczona przeze mnie do ogrodu...
Izia pobiegła po aparat i sfotografowała ją siedzącą mi na ręce.
Ta po chwili przeleciała z mojej ręki na głowę...
Nigdy wcześniej (ani później) nie usiadła na mnie żadna ważka.
Jak mało wiemy o żyjących obok istotach...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz